Praca tutora to ogromna odpowiedzialność, ale i pole niekończących się pokładów satysfakcji. Konieczna jest tu pasja i powołanie, odwaga w działaniu i niezłomność. To trudna i zarazem piękna praca. Wymagająca i bardzo potrzebna. Ważne są okazywane emocje, akceptująca postawa, otwarte serce. Istotna jest także wiara w zasoby drugiego człowieka, niegasnąca nadzieja, dawanie kawałka siebie, autentyczne wspieranie w rozwoju i motywowanie do wzrostu. Zachodząca dzięki temu i możliwa do zaobserwowania zmiana podopiecznego może dostarczyć wielu bezcennych wzruszeń. Bez wątpienia wchodząc na ścieżkę tutoringu wchodzi się na ścieżkę własnego nieustannego rozwoju. Warto zatem inspirować się różnorodnymi badaniami naukowymi, odkryciami. Na pewno jedną z ciekawszych i niezwykle dynamicznie rozwijających się dziedzin, do której można sięgać i czerpać z niej garściami jest coaching. Niejako „brat” tutoringu, bo założenie towarzyszenia w zmianie i konieczność nawiązania specyficznej relacji są bliźniaczo podobne. Początki coachingu sięgają 1974 roku, kiedy to Tima Galwey wydał książkę „Tenis – wewnętrzna gra” (The Inner Game of Tenis), w której opisał charakterystyczny sposób wspierania sportowców w maksymalizacji ich potencjału. Etymologia zaś słowa coaching to węgierskie miasto Kocs, gdzie produkowane były wozy. Takim coachingowym wozem jedzie się do określonego celu, osiąga założony rezultat. W tutoringu także ważne jest nazwanie stacji docelowej, umówienie się na konkretne wyniki. Zarówno te, jak i wiele innych podobieństw tych dwóch dziedzin powinny ośmielić i zachęcić tutorów do wnikliwej podróż po coachingowym świecie. Zdobyte w niej doświadczenia, sfotografowane techniki, poznane założenia i przetestowane główne narzędzia na pewno wzbogacą pracę z podopiecznym. Jeśli będą stosowane elastycznie, z wyczuciem i świadomością, mają szansę przyczynić się do szybszego i bardziej efektywnego wdrożenia pozytywnych zmian.
wersja pdf